sobota, 21 czerwca 2014

Post Trzeci - o miłości po raz drugi .

Urodziła się siedemnastego kwietnia bieżącego roku . Urodziła się o godzinie 1:41 po osiemnastogodzinnych skurczach . Urodziła się ważąc zaledwie dwa i pół kilograma , mierząc tylko czterdzieści pięć centymetrów . Urodziła się w trzydziestym siódmym tygodniu ciąży . Urodziła się i ułożona na mojej piersi nie płakała przez dokładnie sześć sekund . Sześć sekund , które zdawały się wiecznością . Sześć sekund , które wytworzyły w mojej głowie wspomnienie każdej chwili od piątego września . I zapłakała . Głośno , tak głośno , że zapiekły mnie uszy . I miłość mieszana z niesamowitą ulgą zalała mnie po koniuszki palców . Moja córeczka , moja maleńka , słabiutka , krucha dziewczynka . Jak dziwnie było przyglądać się fioletowo sinym stópkom , podkurczonym paluszkom , powiekom opadającym ciężko na purpurowe policzki . Nasłuchiwałam jej oddechu i dziękowałam Bogu , że jest , że cała , że zdrowa , że tylko moja .
Drugie dziecko kocha się zupełnie inaczej . Nie mniej , nie bardziej , po prostu inaczej . Nieświadome uśmiechy nie wywołują palpitacji serca , bo to przecież tylko skurcz mięśni . Chwytanie kciuka w zaciśniętą piąstkę to odruch bezwarunkowy . Pierwsza kupka po pachy nie rozczula , a śmieszy do łez . A mimo to pierwszy świadomy uśmiech wywołał łzy . Tak samo wyczekany , tak samo upragniony .
Zapisuję w pamięci każdy dzień jej życia . Zapisuję w pamięci nieprzespane noce , noszenie na rękach , wtulanie główki w pierś , kolki , bóle brzucha , pierwszy katarek i liczbę kichnięć .
Widzę jak rośnie , widzę jak się zmienia , jak każdego dnia potrafi więcej , lepiej i mocniej . I kocham ją całą sobą , a przecież tak bardzo się bałam , że nie ma we mnie wystarczająco miłości .



poniedziałek, 16 czerwca 2014

Post Drugi !

Zakupy z dwulatką w fazie buntu , która od zawsze wykazywała nienaturalne pokłady samodzielności nie należą do najłatwiejszych , ale tego można się przecież łatwo domyślić . I nie mam wcale na myśli wymuszania kupienia kolejnego batona , czy nowej lalki z różowym kucem u boku , z tym nigdy nie mieliśmy problemy , Gabrysia zadziwiająco szybko zrozumiała , że nie , to nie . U nas problem był nieco innej natury , otóż Gabrysia 'Zosia -Samosia' obowiązkowo wchodząc do sklepu zgarniała KOSZYK . Metalowy najczęściej , ciężki sam w sobie i nie było w tym nic złego , do momentu, gdy uparła się , że to właśnie w jej koszyku muszą lądować wszystkie zakupy . Wyobrażacie sobie dwulatkę taszczącą dwukilogramową paczkę mąki ? Nie ? Ja też nie byłam w stanie , dopóki moje dziecko nie uświadomiło mnie , że owszem , DA SIĘ ! Początkowo była nawet urocza ciągnąc swoimi malutkimi łapkami ten ciężki , wielki kosz przez pół sklepu , do momentu w którym pojawiło się Szczęście Numer Dwa , znane również jako Marysia . O ile jej powieki opadają do snu dosłownie w momencie , kiedy poczuje na buźce pierwszy powiew świeżego powietrza , o tyle ze spacerem po markecie sprawy nie mają się już tak różowo . Zazwyczaj mam na zakupy dosłownie siedem minut , później to już bieganina między regałami przerywana wciskaniem w maleńkie usteczka silikonowego korka zwanego potocznie smoczkiem . Dodajcie do tego upartą Gabcię z metalowym koszem i nie trzeba być geniuszem matematycznym , by wiedzieć , że zakupy stały się moją zmorą , a coś jeść musimy ! Dumałam i dumałam jakby tu zaoszczędzić sobie niepotrzebnego stresu , a innym kupującym kilku dodatkowych decybeli hałasu w codziennym zgiełku , które coraz częściej wyrzuca z siebie Mańka . I podczas zakupów z tatusiem doznałam olśnienia ! Stał na półce . Różowiutki , śmierdzący plastikiem ( najcieńszym z możliwych , a jakim leciutkim, fiu fiu ! ), za grosze . I stał się moim najlepszym przyjacielem . Gabrysia nie zaszczyca już metalowych koszyków nawet jednym spojrzeniem , dumnie paraduje po sklepie z własnym plastikowym maleństwem w łapce i pakuje do niego tylko swoje zakupy ( nie byłyśmy jeszcze po pampersy , obawiam się , że wtedy może pojawić się problem , ale przecież nie bedę martwić sie na zapas !) . Duże dziecko szczęśliwe , mniejsze jakby rzadziej protestuje , mama mniej zestresowana , a wszystko za zaledwie cztery euro !




A u nas w końcu lato , jak zwykle zaledwie na kilka dni , ale ile radochy !


niedziela, 15 czerwca 2014

Post pierwszy ( i miejmy nadzieję , że nie ostatni ) .

Mama uczyła mnie ( jak i pewnie większość z Was ) , że zanim zacznie się jakąkolwiek rozmowę należy się przedstawić . Jednocześnie uczyła mnie , że internet jest niebezpiecznym miejscem , gdzie ludzie wcale nie są dobrzy , mili i sympatyczni , a przeciwnie , ich znaczna większość to po prostu hieny złaknione cudzej porażki . Więc ( tak , tak , wiem , że nie zaczyna się zdania od 'więc', ale zasady są po to, by je łamać ) , a więc ! postanowiłam , że mój pierwszy wpis będzie błyskotliwy , zabawny i czarujący , dokładnie taki , jaki powinien być każdy wpis , którym chce się przekonać do siebie czytelnika i dokładnie taki , jaki powinien być każdy wpis , który ma tego czytelnika zatrzymać na dłużej . Przefiltrowałam więc swoje własne myśli , zagłębiłam się w swoją duszę i poszperałam w zabawnych anegdotach nadających się na tę właśnie okazję i NIC . Zupełna , absolutna pustka , zjadła mnie trema nowicjusza albo po prostu nie mam nic ciekawego do zaoferowania ( oh! idealne na pierwszy post ! ) . W każdym razie po długich pertraktacjach z własną osobowością , podjęłam decyzję . NIE LICZCIE NA NIC BŁYSKOTLIWEGO , ZABAWNEGO, A JUŻ TYM BARDZIEJ CZARUJĄCEGO ! Przynajmniej nie dzisiaj . Zostawiam Was więc z kilkoma słodkościami ( spokojnie , będę Wam tą słodycz dawkować na tyle , żebyście nie musiały rezygnować z ani jednej łyżeczki cukru w porannej kawie ) i szykuję kolejny post , który już siedzi w mojej głowie :)