Niektóre marzenia dawno odłożyłam już na bok, po prostu się przeterminowały, zdarza się. Niektóre, o których isteniu nie miałam nawet pojęcia, spełniam każdego dnia jako narzeczona, mama i pani domu. Jeszcze inne skrzętnie notuję w pamiętniku i z całych sił zaciskam kciuki,bo wiem, że kiedyś przekreślę je grubą czarną kreską i uśmiechnę się najszerzej jak potrafię, bo staną się rzeczywistością. Marzenia są przecież po to, żeby je spełniać i jedyna osoba, która może nam w tym przeszkodzić to my sami i ściany, które wokół siebie budujemy. Mam jedno marzenie, to samo odkąd pamiętam, które kiełkowało we mnie, kiedy jeszcze spacerowałam niedzielnym popołudniem licząc mijane drzewa, które znałam na pamięć. Rozglądałam się po świecie, który wydawał mi się wtedy (i wydaje do dziś) najpiękniejszym miejscem na ziemii, który tak daleki był od wszystkiego, co znałam na co dzień. Wspomnieniami wracam do ciszy dzwoniącej w uszach, do zapachu lasu, który rósł tak niedaleko, do skoszonej trawy i ogromnych śnieżnych zasp zimą. Wracam do piania koguta o poranku i zwierząt wychylających głowy z zagrody, do piaskownicy zbitej z desek i sklepu pod kościołem.
Marzę o domu na wsi. Takim prawdziwym, nie mini willi, które teraz budują na potęgę, nie chcę kolumn, trzech pięter i czterech łazienek, stawu, altanki do grillowania i ogromnego telewizora. Chcę domu przed którym ludzie będą się zatrzymywać i zafascynowani myśleć, że tutaj chyba zatrzymał się czas, że to niemożliwe, że to tak, jakby cofnąć się o sto lat. Chcę małego, parterowego domu, wielkiego ogrodu i samotności. Chcę kurnika z osiemnastoma kurami, chcę wstawać co dzień o szóstej nad ranem i z córkami w wysokich kaloszach sypać im ziarno i zbierać jajka. Chcę własnych kwiatów, grządek z warzywami i krzaków malin przy płocie. Białym, niskim, drewnianym. Chcę dwudziestu okien, przez które każdego dnia światło zalewałoby cały nasz dom, promienie słońca tańczyłyby na drewnianych podłogach, odbijały się od luster, łaskotały nasze twarze. Marzę o kuchni. Wielkiej, białej, jasnej kuchni z kaflowym piecem w rogu. Takim, w którym mogłabym palić od samego rana, gotować na nim wodę w starym czajniku i zmęczona, w fartuchu siadać słuchając trzasku rozrzarzonych desek. Chcę piekarnika, najlepiej dwóch, w którym codziennie piekłabym ciasta z owocami, kuchenki na której każdego dnia czekałby gorący obiad. Chcę dużego, ciężkiego drewnianego stołu pośrodku. I krzeseł, nie czterech, a dziesięciu, by każdy z naszych przyjaciół siadał przy tym stole razem z nami, bo czy ludzie nie są najszczęśliwsi, kiedy jedzą? Przy tym stole rozmawialibyśmy do rana o przyszłości, o rachunkach i o tym jak minął nam dzień. Przy tym stole razem malowalibyśmy arcydzieła farbami z naszymi córkami, przy tym stole wypisywałabym szkolne usprawiedliwienia za nieobecności, bo nasze auto zimą znowu utknęło na nieodśnieżonej drodze przed miastem. Chcę salonu. Ciepłego, przepełnionego miłością i zdjęciami. Kominka, przed którym siadalibyśmy wszyscy w jesienne wieczory, oglądalibyśmy bajki, czytali książki i wspominali wspólne wakacje, które wywoływałyby uśmiech na naszych twarzach. Pies zaczepiałby nas radosnym szczekaniem, znudzony kot wygrzewałby się pod naszymi stopami, a nam byłoby dobrze, bezpiecznie i spokojnie. Co rano robiłabym zakupy w tym samym sklepie, gdzie właścicielka znałaby mnie z imienia, gdzie wiedziałaby, o co poproszę, gdzie zakupy robiłabym na zeszyt, bo z roztargnienia znowu zostawiłam portfel w przedpokoju, klucze przecież też, ale wcale bym ich nie potrzebowała, nie zamykałabym domu, nie miałabym po co. Wiedziałabym przecież, że pan Krzysio przejedzie traktorem i wstąpi zajrzeć, czy wszystko w porządku zanim zapuści się na swoje pole kilometr dalej.
Chcę narzekać na nudę, na ciszę, na brak rozrywki i sklepów. Chcę słuchać narzekania moich córek, że do szkoły zbyt daleko i męża, że do pracy jedzie godzinę zamiast kilku minut.I przepraszać ich uśmiechem, ciepłem szczęśliwych ramion i świeżym, pieczonym chlebem w chłodne poranki.
Może to wszystko naiwne, cukierkowe, lukrowane, przesłodzone i nierealne, ale tak właśnie marzę, bo dlaczego miałabym kłamać, że jest inaczej? I może to marzenie jednak się nie spełni, może spełni się po prostu później, może na starość zamarzy nam się właśnie taki azyl?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz